Monika Madejek

 

 

Co jest pasją twojego życia?

Mam wrażenie, że moje życie jest pasją. Zawsze we mnie mieszkało zamiłowanie do robótek ręcznych. To, do czego dziś doszłam, zaczęło się od aniołków z masy solnej i maleńkich figurek z modeliny. Potem poznałam tajniki decoupage’u i zaczęłam się bawić koralikami. Jestem niespokojną duszą i wciąż poszukuję, próbuję i doskonalę, jednocześnie nie porzucając wcześniej poznanych technik. Większość moich tworów to elementy dekoracyjne do domu, ale też maskotki, od czasu do czasu biżuteria. Nie trzymam się jednego stylu, ale moje najukochańsze to styl skandynawski, francuski i folk. Dobrze się czuję w ich otoczeniu i może dlatego tak dobrze mi się je tworzy. Kiedyś mówiono o mnie „Monika od aniołów”, teraz to już nieaktualne:) Lepię, maluję, naklejam, roluję, szydełkuję, dziergam, filcuję, szyję. To ostatnie to jakiś ewenement. Moja mama tak nie lubiła szycia, że z bólem mi i bratu przyszywała guziki, ale sama wolała nosić spódnice na agrafkę. U mnie potrzeba szycia pojawiła się znikąd pewnego dnia. Przez kilka miesięcy szyłam ręcznie coraz bardziej się w to wciągając, dopóki przyjaciółka nie przywiozła mi swojej maszyny – nie używanego prezentu, wciąż obciągniętego folią. Zakochałam się w tym cudzie miłością odwzajemnioną.
To, co robię, nie jest jakąś sztuką wysokich lotów, ale rękodzielnictwem, czy – jak się przyjęło – handmade’m. Bawię się każdego dnia i słowami nie da się opisać, jaką radość to niesie!

 

Czy Twoje zainteresowania są dla Ciebie dopełnieniem codzienności, czy może stały się sposobem na życie, zawodem?

Teraz to już sposób na życie. Oczywiście nie zawsze tak było. Trzeba było czasu, samozaparcia, wiary w spełnialność marzeń i oczywiście sporo pracy. Do mojego obecnego życia dochodziłam krok po kroku, choć muszę przyznać, że wszytko potoczyło się – i dalej toczy – jakimś swoim rytmem. Mam wrażenie, że trochę poza mną i to jest dla mnie magiczne. Chodzi mi o to, że nie planowałam takiego życia, takiej pracy. Po prostu robiłam to, co lubię i ta moja pasja powoli i niemal niezauważalnie wypełniała coraz większą część dnia, większy obszar moich myśli, mnie samej. To tak, jakby świat zdecydował za mnie, kim mam być, co robić w życiu:) Robiłam coś dla siebie lub na prezent, chwaliłam się na blogu i chwilę potem przychodziły maile z pytaniami, czy mogłabym to zrobić na zamówienie. I tak jest do dziś. Nie szukam klientów, to oni znajdują mnie. Ogromna większość wciąż do mnie powraca. Piszą: „Pani Moniko, potrzebuję czegoś na imieniny siostry. Obojętnie co – pani będzie wiedzieć”. Taki poziom zaufania po stokroć przerasta wartość diamentów!
Jak już doszłam do tematu klientów: nazywam ich klientami, bo rozmawiamy teraz o pracy, ale tak naprawdę ci ludzie, te znajomości to coś, co cieszy mnie na równi z tym, co robię. Dzięki mojej pasji i dzięki zaistnieniu w świecie blogowym poznałam tak wiele fantastycznych ludzi, że jestem przekonana, iż żyjąc inaczej żyłabym w wielkiej nieświadomości ich istnienia. Narodziły się przyjaźnie niezwykłe, ciepłe znajomości i poczucie bycia częścią jakiejś wielkiej rodziny, gdzie wszyscy się wspierają, gdy potrzebuje się pomocy czy rady, zawsze można na nią liczyć, a gdy zbyt długo się milczy – martwią się. Gdzie byłoby mi tak dobrze, jak w blogowej pełnej ludzi z pasją społeczności?!

 

Jak dochodziłaś do odkrycia swojej pasji, czy stało się to nagle, czy może był to proces?

Brat mamy miał zdolności artystyczne. Był wziętym architektem w latach sześćdziesiątych. W prostej linii jego zdolności odziedziczyła córka i jakąś bardziej zawiłą drogą ja. Od kiedy pamiętam, lubiłam malować, rysować i lepić. Robiłam gazetki ścienne w szkole, prowadziłam kronikę naszej klasy, pisałam dziennik okraszając każdą stronę mnóstwem rysunków i wszystkie upominki dla przyjaciół i rodziny na różne okazje robiłam ręcznie. Za namową mojej wychowawczyni i przy ogromnym wsparciu rodziców złożyłam papiery do liceum plastycznego. Już w pierwszej klasie dotarło do mnie, że zdolnościami nie dorównuję wielu z moich kolegów. Nie miałam tej lekkości, polotu, wyobraźni, co oni – w ogromnej większości wywodzący się z artystycznych rodzin. Ale byłam upartą dziewczynką i gdy zauważyłam, że moje niedoskonałości mogę nadrobić pracą, walczyłam. To tam nauczyłam się samozaparcia, cierpliwości i nie poddawania się. Myślę, że moje zamiłowania plastyczne połączone z tą licealną marszrutą w pewnym sensie doprowadziło mnie do obecnej codzienności.

Potem przyszła dorosłość, małżeństwo, dziecko, własne cztery kąty. Nie przestałam tworzyć. W ciąży miałam mnóstwo czasu, przy dziecku już mniej, ale wykorzystywałam chwile, gdy syn spał, a gdy podrósł, zaczęłam go wprowadzać w świat plastyczny sama się przy tym świetnie bawiąc. I było jeszcze urządzanie domu – fascynujące wyzwanie. Wszystko od podstaw, dekorowanie i dopieszczanie.
Po siedmiu latach życie rodzinne troszkę mi się skomplikowało i to był ciężki czas na różnych poziomach. Wtedy pasja stała się lekarstwem, balsamem. To przy niej zapominałam, przy niej uśmiechałam się. Stała się moją odskocznią od codzienności, moim Błękitnym Zamkiem i to ona powolutku zaczęła rozwiązywać moje problemy finansowe, bo to, co robiłam zaczęło się podobać coraz większej ilości osób. Znajomi namówili mnie do spróbowania sił na kiermaszach i to był dobry krok. Jednak największym przełomem było założenie bloga, na którym zamieszczałam moje twory. Już po kilku dniach od założenia miałam sporo zamówień, a wkrótce zaczęły odzywać się do mnie galerie z zaproszeniami. Pracowałam wtedy początkowo w sklepie, potem w telemarketingu, w końcu w biurze. Syn było niestety dzieckiem z kluczem na szyi. Codziennie po pracy nastawiałam pranie i obiad na kolejny dzień i resztę dnia spędzaliśmy razem. Dopiero gdy w domu wszystko było na miejscu, lekcje odrobione i syn w łóżku, zabierałam się za zamówienia. To wtedy zaczęłam się hartować w niedosypianiu:) Weekendy syn spędzał u moich rodziców i te dwa dni były tylko moje.
Z czasem tego czasu zaczęło mi brakować. Bardzo mi zależało na tym moim budującym się świecie pasji, więc najpierw przeszłam na pół etatu, a potem na telepracę. Mam to szczęście, że trafiałam w życiu na niezwykłych ludzi, dla których byłam człowiekiem. Rozumieli mnie, pomagali. Gdyby nie mój ówczesny pracodawca, nie wiem, jak potoczyłoby się moje życie. Do tej pory jest moim najlepszym przyjacielem.
Jak jest dziś? W pewnym sensie każdy dzień jest podobny do poprzedniego: szycie, lepienie, malowanie, maile, galerie, blog. Ale to tylko pozory:). Choć wszystko mam dokładnie zanotowane, zaplanowane i realizowane, to każdy dzień przynosi jakąś niespodziankę. Owszem, czasem czuję zmęczenie (ale nie znużenie!), czasem mam ochotę położyć się i spać dwie doby, ale zmęczona i niedospana nie przestaję się uśmiechać, bo powodów nie brakuje. Nadal moja pasja, mimo że stała się moją pracą, jest dla mnie relaksem

Czy według Ciebie warto mieć pasję, czy lepiej skupić się na swojej karierze, rodzinie…?

Rodzina, kariera czy pasja? Myślę, że nic sobie nie przeczy i wszystko można pogodzić. Oczywiście czas nie jest z gumy i nieraz po powrocie z pracy człowiek ma ochotę położyć się i nie kiwnąć palcem, a tu czekają obowiązki domowe i stęskniona rodzina. Jednak warto znaleźć choć chwilę na pasję, bo to najlepszy rodzaj relaksu. Może nie codziennie, może w weekendy. Fantastycznie jest, gdy mamy wspólną pasję z rodziną lub jej częścią, bo to bardzo spaja. Każdy z nas potrzebuje odskoczni od życia codziennego, takiego małego przytulnego kącika nie koniecznie w sensie fizycznym, ale w duszy. Ja żyję rękodziełem i z rękodzieła, ale to nie jedyna moja pasja. Kocham szaleć w kuchni, odkrywać nowe smaki, mięszać i jeść oczywiście:) Nie wyobrażam też sobie dnia bez przeczytania kilku rozdziałów książki i bez pisania, bawienia się słowem. Każdy z nas ma w sobie jakąś potrzebę, pasję – trzeba ją tylko odnaleźć i realizować, a życie od razu wyda się bardziej kolorowe i wartościowe.

Jak Twoi najbliżsi przyjmują to, że czasem poświęcasz czas tylko swoim zainteresowaniom?

U mnie jest to o tyle proste, że moja pasja jest sposobem na życie, pracą. Tak mi się życie ułożyło, że mieszkam jedynie z synem, już dorosłym. Nie pomaga mi przy lepieniu, malowaniu czy innych tego typu etapach mojej pracy, ale świetnie manipuluje wiertarką, szlifierką, dociera papierem ściernym i poleruje:) Od czasu do czasu biega z przesyłkami na pocztę i zastępuje mnie na kiermaszach. Widzi, jak wiele radości daje robienie czegoś, co się kocha i mam nadzieję, że będzie robił wszystko, by zbudować swoje życie na pasji i będzie równie szczęśliwy jak ja.

 

Dla Kobiecych Pasji Monika Madejek Pracownia Artystyczna Szuflada Duszy

 

4,752 total views, 1 views today

Dodaj komentarz

Why ask?