Agnieszka Jelonkiewicz

 

fot. Wojtek Kurek

Gościem naszego dzisiejszego wirtualnego spotkania przy kawie jest pasjonatka piękna Agnieszka Jelonkiewicz – z wykształcenia historyk sztuki, absolwentka Wydziału Sztuk Pięknych, od 12 lat pracuje jako konsultantka wizerunku – w zawodzie, który jak mówi „sobie wymyśliła”.

Agnieszka prowadzi zajęcia dla kobiet pomagając im odnaleźć się w świecie mody, uczy jak patrzeć na siebie, żeby widzieć swe atuty, a potem umiejętnie je podkreślać. Walczy z przepastnymi szafami sortując ich zawartość, przybywa na ratunek i redukuje stres towarzyszący zakupom odzieżowym. Wprowadza w świat mody i kolorów także Najmłodsze Damy towarzysząc im przy pierwszych krokach związanych z makijażem. Ma to miejsce podczas zajęć organizowanych dla nastolatek w gimnazjach lub spotkań urodzinowych w domu Solenizantki. Zajmuje się też „odświeżaniem” męskiego wizerunku. Taki prezent, będący tajemniczą niespodzianką dla męża, zamawiają coraz częściej żony.

fot. Agnieszka Jelonkiewicz

 

Agnieszka prowadzi również zajęcia dydaktyczne dla studentów i słuchaczy szkół policealnych. Uczy historii mody, technik makijażu i kreowania wizerunku. Uczestniczy w projektach skierowanych do dzieci i młodzieży z domów dziecka oraz młodzieży niepełnosprawnej. Przygotowuje modeli do sesji zdjęciowych, doradza uczestniczkom konkursów piękności (wybory Miss Polonia, Miss World).

 

 

fot. Jan Stachowicz

Współpracuje również „ze światem korporacji”. Zapoznaje pracowników z tajnikami dress code’u. Prowadzi szkolenia przygotowując wizerunek medialny ekspertów. Udziela indywidualnych konsultacji przedstawicielom Top Managementu. Szkoli również personel sklepów odzieżowych, w których sprzedawcy zdobywają umiejętności stylisty fachowo doradzającego asortyment zabieganym Klientkom.

 

W wolnych chwilach z wielką przyjemnością pisze o historii mody przybliżając czytelniczkom świat minionych epok i sylwetki wielkich projektantów oraz uczestniczy w konferencjach opowiadając o roli wizerunku w życiu publicznym i

politycznym.

 

Jak na to wszystko znajdujesz czas?

Nie wiem. To działa trochę jak „perpetuum mobile”. Mam w sobie taki wewnętrzny imperatyw działania. To co robię jest moją pasją, pochłania mnie bez reszty. Praca daje mi wciąż i wciąż nową energię, kontakt z ludźmi mnie inspiruje. Kończę więc jakieś zadanie i ze świeżą energią zaczynam kolejne.

 

Czy masz w takim razie czas na zajęcia poza pracą?

fot. Agnieszka Jelonkiewicz

Tak naprawdę trudno mi określić moment „poza pracą”. Przede wszystkim dlatego, że ja nie czuję żeby to była „praca”. Przygotowując warsztaty, robiąc prezentację dla firm, pisząc o modzie, oglądając pokazy poruszam się w obszarach, które mnie fascynują i sprawia mi to ogromną radość. Jednak nawet gdy nie działam w tematach „wizerunkowych” czy „modowych” to i tak stale coś „tworzę”. Uwielbiam aranżować przestrzeń. Tu zamruga do mnie jakiś stary mebel, tam porzucona rama i już mam zajęcie na czas wolny. Zabawa formą, stylem, kolorem i fakturą to coś wspaniałego! Potem taki przedmiot dostaje „drugie życie”, a ja z filiżanką kawy w dłoni – choć na chwilę – zastygam, patrzę, chłonę… i się cieszę.

 

Wygląda na to że jesteś estetką.

I to chyba ekstremalną. Nie wyobrażam sobie świata bez piękna, więc gdzie tylko mogę staram się go dostrzegać, wydobywać, odkurzać lub tworzyć na swój sposób. Przecież nawet bezosobowe wnętrze hotelowe, gdzie bywam z okazji wyjazdów szkoleniowych, może wiele zyskać gdy wstawi się tam bukiet kwiatów lub czegoś zielonego zerwanego po drodze na spacerze.

 

Naprawdę tak robisz?

– Naprawdę! I nie tylko w hotelach, gdziekolwiek się znajdę mam ochotę coś przestawić, aby coś innego wyeksponować. Oczywiście odwiedzając inne domy robię to tylko w wyobraźni.


A jak myślisz skąd się wzięła u Ciebie ta chęć wydobywania piękna?

fot. Marta Knieć

Z dzieciństwa pamiętam mieniące się barwami bajki o księżniczkach opowiadane mi przez Babcię. Było tam mnóstwo okazji, podczas których należało się odpowiednio zaprezentować. Księżniczki zakładały więc wspaniałe suknie, a ja słuchając tych opowieści poznawałam szczegółowo fasony, rodzaje materiałów, kolory haftów i podświadomie uczyłam się dobierać do nich dodatki w postaci bucików, diademów i bukietów kwiatów.

Pamiętam też przepastne szafy Babci, a w nich wszystkie kolory szali, rękawiczek, kapeluszy, butów. Następnie mnóstwo pudełek, w których kolorami ułożone były guziki. Uwielbiałam otwierać te pudełka i oglądać np. tylko zielone guziki, albo złote, albo przezroczyste wśród których rzucały błyski też te „brylantowe”. W innych pudełkach mieszkały kolorowe nici i wstążki, a w specjalnych przegródkach drzemały kłębuszki kordonka i muliny. Mogłam też dotknąć puszystych brzuszków kolorowych kłębków wełny uchylając szuflady komody…

Dziś może to nie wydaje się takie niezwykłe, ale w latach 70–tych w naszych sklepach nie było takich rzeczy. Dzięki pasji Babci do szycia, haftowania i tworzenia rzeczy ładnych, dzięki jej koleżankom mieszkającym za granicą, wszystkie te cudeńka docierały do nas w paczkach. A ja mogłam przenosić się w inny świat. I wreszcie sama Babcia, która zawsze wyglądała jak kolorowy motyl. Do dziś pamiętam jej kapelusz z piórkiem, który wkładała nawet wtedy, gdy wychodziła pozamiatać podwórko.

 

Babcia jako wzorzec, czyżby sprawdziło się powiedzenie: czym skorupka za młodu…

Dla mnie to nie było takie oczywiste. Długo zastanawiałam się co chcę w życiu robić. Jednego byłam pewna: chcę pracować z kolorami i z ludźmi. Jednak takiego zawodu nie było. To był początek lat 90-tych. Skończyłam więc historię sztuki, przecudowne studia, ale nadal to nie było to. W międzyczasie zaczęły docierać do nas nowinki o zawodzie wizażysty, stylisty, kreowaniu wizerunku polityków w kampaniach wyborczych. Pamiętam, że przełomowym rokiem był rok 1995 i kampania prezydencka Aleksandra Kwaśniewskiego. Na tę okoliczność specjalnie sprowadzono do Polski francuskiego specjalistę od marketingu politycznego  Jacques’a Séguéla. Po zwycięstwie Aleksandra Kwaśniewskiego nieśmiało zaczęto mówić i pisać o roli wizerunku. Dostrzeżono też prostą zależność – wizerunek to kapitał, który zdobywa elektorat.

 

I wtedy nareszcie znalazłaś pracę.

Nie. Jeszcze nie. Wtedy pochłaniałam wszystkie informacje na ten temat. Chciałam się też gdzieś uczyć, ale nie było gdzie. W końcu pojechałam na konferencję do Pragi, poświęconą interesującej mnie tematyce. Występowały tam „konsultantki wizerunku” z całego świata opowiadając o swojej pracy. O tym jak doradzają osobom publicznym i prywatnym, jak kompletują szafy i chodzą ze swoimi klientkami na zakupy, prowadzą warsztaty i szkolenia. A mi coraz szerzej otwierały się oczy. Odkryłam coś cudownego i od tej pory wiedziałam już, że nic innego nie będę w stanie robić.

 

Czy po odkryciu swojej pasji poczułaś się osobą szczęśliwą, kobietą spełnioną?

Wręcz przeciwnie, byłam potwornie nieszczęśliwa, bo nie mogłam robić tego, o czym marzyłam. Wtedy nie było u nas powszechnie dostępnych projektorów multimedialnych, z których można było wyświetlić prezentację Power Point, tak jak robiły to „zagraniczne konsultantki”. U nas królowały rzutniki ze slajdami. A slajdów z tematami, które mnie interesowały nie było. Książek o tej tematyce też nie było. Jednak chęć robienia tego o czym marzę była we mnie tak silna, że zaczęłam walkę.

 

Opowiedz co robiłaś.

Mieszkałam wtedy w Toruniu. Zaczęłam od organizowania pokazów makijaży. To cieszyło się zainteresowaniem. Pisałam do gazet

fot. Stanisław Bednarz

, opowiadałam o kreowaniu wizerunku w radio, pukałam do lokalnej TV. Dzięki uprzejmości Kujawsko-Pomorskiego Centrum Promocji Kobiet mogłam zapraszać cyklicznie kobiety na spotkania wizerunkowe. Jednak na tym się kończyło. Indywidualnie nikt nie był zainteresowany. Odwiedzałam więc szkoły, gdzie uczyłam wizażu, historii mody. I to wszystko co mogłam zrobić.

 

Na konferencje do Pragi pojechałam jeszcze dwukrotnie i stale zadziwiał mnie fakt, że moja wymarzona praca jest dostępna, korzysta z niej tyle osób, a u nas nie ma na nią w ogóle popytu. Czułam się jakbym była zamknięta w szklanym akwarium oglądając zza jego szyb moją wymarzoną pracę.

 

Czy wiesz dlaczego tak było?

Teraz już wiem, że było na to wszystko za wcześnie. Jednak po kolejnych kampaniach prezydenckich coraz głośniej zaczęto mówić o „specjalistach od kreowania wizerunku”. Zaraz potem nasza TV zaczęła emitować programy o metamorfozach i z udziałem słynnych stylistek.

 

Te programy cieszyły się dużą popularnością. Z resztą to nic dziwnego, każda z nas pragnie pięknie wyglądać.

Na tym właśnie bazowały te programy. Można było na żywo oglądać nierzadko bolesną, bo z użyciem skalpela, przemianę bohaterek w „Łabędzia”. Potem wielka gala, piękna suknia i ogromny aplauz. Dzięki tym programom obudziła się w kobietach chęć zmiany, oczywiście na lepsze. Być może dałyśmy sobie przyzwolenie na to, że warto o siebie dbać.

fot.Marzena Dembicka

Czy konieczny jest do tego skalpel i drastyczna dieta? Czy piękno musi się rodzić „w bólach”?

Absolutnie nie! Telewizja rządzi się swoimi prawami, program musi mieć dużą oglądalność. To dlatego w telewizyjnych metamorfozach musiało boleć, musiało być dużo krwi, sińców i wyrzeczeń. Jednym słowem im straszniejszy był początek tym lepszy efekt na końcu. Z bestii w piękną. A potem wielki bal i wygrana.

 

Znowu wracamy do bajek.

W każdej kobiecie tkwi coś z Kopciuszka. Która z nas nie chciałaby przejść takiej metamorfozy? To zupełnie normalne. Tak samo jak to, że chcemy się podobać mężczyznom. Nie musimy się tego krępować. I na tym właśnie polega moja praca, żeby pomagać kobietom dostrzegać swoje piękno. Żeby

fot. Agnieszka Jelonkiewicz

przekonywać Je do tego, że nie trzeba się wstydzić własnej kobiecości. Żeby pokazać, że bez użycia skalpela i diety, już „od teraz” można poczuć się i wyglądać pięknie. Są na to inne sposoby. I znowu wrócę do mojego ulubionego zdania: zabawa formą, kolorem, fakturą i wzorem to fantastyczna zabawa.

 

Dziś jak pracuję – podobnie jak w dzieciństwie w pokojach Babci – tracę kontakt z rzeczywistością przenosząc się do bajkowej krainy, w której teraz ja staram się uczyć dostrzegać i tworzyć piękno.

 

 

Za wirtualne spotkanie przy kawie Agnieszce Jelonkiewicz właścicielce Akademii Stylu dziękuje Wiki Kowalczyk z Kobiecych Pasji.

 

 

 

2,991 total views, 1 views today

Dodaj komentarz

Why ask?