Wywiad z Aliną Tyro-Niezgodąavtidotum biżuteria

Alina nie czuje się artystką i nie musi mieć tytułu, ani papierka, nie uzależnia się od opinii innych.  Tworzy bo lubi, angażuje się w nowy temat  jeśli jest dla niej interesujący i dopóki nie pozna jego wszystkich tajemnic, a potem…,gdy już zaspokoi swoją ciekawość, zabiera się za coś nowego, za kolejne wyzwanie, za odkrywanie nieznanego.

Czy lubisz nowe wyzwania?

Lubię ten dreszczyk ciekawości, który pojawia się na początku odkrywania kolejnej tajemnicy . W każdy nowy temat „wgryzam” się na ogół sama, czytam, śledzę fora internetowe, oglądam filmy, eksperymentuję, czasami decyduję się na udział w szkoleniach, żeby sprawdzić i ugruntować swoją wiedzę.  Najbardziej lubię samodzielne odkrywanie „nowych lądów”.

W jakich dziedzinach prowadzisz odkrycia?

Poszukuję nowych obszarów twórczych. Nie jestem stała w uczuciach, ciągle coś nieznanego porywa mnie i zaciekawia. Nie porzucam całkowicie swoich wcześniejszych zainteresowań, często wracam do nich, ale już bez tak dużego zaangażowania jak poprzednio. Po prostu nowe tematy dominują w moim życiu i im oddaję się bez reszty. Staram się też łączyć poznane techniki, co czasem daje ciekawe efekty. Często też wypróbowane i przećwiczone umiejętności wykorzystuję podczas organizowania nowych warsztatów w Wytwórni Antidotum. Lubię „wciągać” innych w kolejne rękodzielnicze tematy.

Opowiedz o swoich fascynacjach twórczych.

Moją ostatnią pasją jest tkactwo. Kupiłam wielkie krosno, które zajmuje jeden pokój w moim domu. Wcześniej miałam niewielkie krosno, kołowrotek, motowidło (urządzenie do przewijania włóczki z motka na kłębek) i wrzeciono, takie jak z bajki o śpiącej królewnie. Od kilku miesięcy jestem na etapie rozszyfrowywania działania tych urządzeń.  Przed Świętami Bożego Narodzenia każdego wieczora siadałam do krosna i tkałam szaliki. Zrobienie jednego zajmowało mi około 15 godzin, a moimi dziełami obdarowałam  koleżanki i całą rodzinę, jeden zostawiłam dla siebie. Teraz pracuję nad miękką, tekstylną biżuterią.

Poprzednio odkrywałam tajniki sutaszu, było to już prawie roku temu.  Najpierw próbowałam się zmierzyć z nowym wyzwaniem samotnie, w zaciszu domowym, ale potem zaczęłam uczyć się z Dorotą Michalską, która jest moim wsparciem w pracach administracyjnych i specjalistką od ceramiki. Szukałyśmy wszelkich informacji w internecie, robiłyśmy eksperymenty, gromadziłyśmy wiedzę, a potem spotykałyśmy się i konsultowałyśmy. Jak już byłyśmy gotowe, to zaproponowałyśmy słuchaczom warsztaty z sutaszu, a potem także z filcu, koralików, Fimo i ceramiki.

Jednak dziedziną, do której najczęściej powracam jest Art Clay. Lubię pracę w glinkach różnych metali, uzyskanych w procesie recyklingu. Materiały podczas tworzenia przypominają plastelinę lub modelinę, a po wypaleniu stają się metalem o wysokiej próbie (np. srebrem). Fascynuje mnie łączenie różnych materiałów, twardych z miękkimi, np. srebra z gąbką, gumą lub filcem. Każdy materiał ma swoją specyfikę, jeśli projekt wymaga szczególnych wymiarów i super precyzji, to wykorzystuję swoją wiedzę złotniczą, czyli dziedzinę, od której rozpoczęłam biżuteryjną przygodę twórczą.

Dlaczego zainteresowałaś się złotnictwem?

Byłam właśnie po dwuletnim przysłowiowym dołku i wiedziałam, że muszę wszystko zaczynać od początku. Przeszłam prawdziwe piekło i zakończyłam pracę w mojej własnej firmie reklamowej, na rozkręcenie której poświęciłam dwanaście lat życia. Do uczestnictwa w kursie złotniczym namówili mnie znajomi, którzy znali moją nieciekawą sytuację życiową. Poszłam więc na kurs, który był bliski moim upodobaniom „dłubaczym” (druty, szydełko, rysunek i ogólnie projektowanie – skończyłam Wydział Architektury na PW). Zafascynował mnie ten nowy temat i miałam po zakończeniu kursu pewien niedosyt.  Zapragnęłam stworzyć, do tej pory jedyną w Polsce, prywatną szkołę złotniczą. Zawsze pracowałam na swoim i nie wyobrażałam sobie pracy u jakiegoś pracodawcy, dlatego nie bałam się po raz kolejny rozpocząć działalności gospodarczej.

Pomysł trochę na wariata, ale dzięki wsparciu przyjaciół udało się. Moim zapleczem merytorycznym zostali czynni twórcy biżuterii

autorskiej. Zorganizowałam  lokal, zrobiłam remont, kupiłam urządzenia i wystartowałam. Pomysł okazał się trafiony, bo Wytwórnia Antidotum działa z sukcesami  już od 6 lat.

Czy nosisz swoją biżuterię?

Jakoś… nie mam potrzeby noszenia tego co zrobiłam, wystarczy mi sama radość tworzenia. Jako użytkownik jestem fanką stylu technicznego – jak najmniej ozdób, projekty proste w kształcie i konstrukcji, prawie surowe w swojej formie, niestety nie bardzo pasujące do strojów jakie noszę. Czasami jednak zakładam biżuterię, ale tylko przy okazji jakiś ważnych wydarzeń, np. podczas wernisaży, imprez i wystaw branżowych. To co zrobię sprzedaję, wystawiam w galeriach (także w naszej szkolnej galerii Efekt Antidotum), wysyłam na konkursy, a niektóre rzeczy pozostawiam tylko dla siebie.

Jaka jest Twoja droga od pomysłu do realizacji?

Jestem bardzo zabieganym człowiekiem, wiecznie mam coś do zrobienia i do załatwienia. Robię przeważnie parę rzeczy równocześnie, bo taka jest konieczność w mojej pracy zawodowej. Projekty biżuterii powstają dosłownie w drodze, przeważnie na zakorkowanych warszawskich ulicach. Siedzę sobie w samochodzie i żeby nie stresować się z powodu spóźnienia i powolnej jazdy, zaczynam wymyślać. W pewnym momencie „wyłączam się”  z rzeczywistości  i nie widzę skrzyżowania tylko mój przyszły projekt. Potem budzi mnie zielone światło :)

Nowe pomysły pojawiają się również przed snem. Noc jest moim twórczym sprzymierzeńcem i nie lubię wstawać z samego rana. Moi znajomi wiedzą, że dopiero koło południa jestem gotowa do współpracy.  Jak się tak w nocy nakręcę do działania, to potem długo nie mogę zasnąć i czekam na sen tworząc kolejny projekt. Najpierw w głowie, a potem jak najszybciej przenoszę pomysł na papier. Są to często szkice, wolne myśli lub notatki, takie tam bazgroły, tylko po to, żeby nie zgubić pomysłu do rana.  Potem przy małej czarnej czytam nocne zapiski, które przed snem wydawały się takie genialne i nowatorskie… niestety rano na ogół nie są już  tak interesujące.  Ale zdarzają się perełki.

Czy jesteś z natury buntowniczką?

Nie jest to moja dominująca cecha, ale faktycznie buntuję się przeciw różnym zjawiskom. Nie lubię nudy i bylejakości. Chciałabym żeby się coś zmieniło w postrzeganiu estetycznym, zwłaszcza działalności rękodzielniczej i artystycznej. Wydaje mi się, że nasze społeczeństwo jest mało wyczulone na estetykę i nie jest w stanie odróżnić od tzw. chińskiego chłamu, czegoś własnoręcznie zrobionego, zaprojektowanego, przemyślanego i wypracowanego.

Co chciałabyś przekazać słuchaczom warsztatów organizowanych w Wytwórni Antidotum?

Chciałabym, żeby uczestnicy naszych szkoleń rozwinęli w sobie tę wrażliwość, która pozwoli im tworzyć nieprzeciętne prace, takie które będą wyróżniać się pośród bezdusznych przedmiotów zrobionych fabrycznie. Pragnę również, żeby zmienili swoje podejście do postrzegania otaczającego nas świata, i żeby mieli odwagę zmieniać go poprzez kreatywne działania artystyczne.

W jaki sposób Antidotum wpływa na zmianę postawy uczestników zajęć?

Ogromny wpływ na słuchaczy ma kontakt z naszymi wykładowcami, nieprzeciętnymi osobowościami i specjalistami z różnych dziedzin złotnictwa, którzy poprzez wprowadzenie w tajniki technologicznej doskonałości, umożliwiają uczniom odróżnić prace zrobione starannie od tych byle jakich, a także wpływają na rozwinięcie indywidualnych umiejętności twórczych. Natomiast zajęcia dodatkowe z rysunku i projektowanie dają szanse kreatywnego rozwoju twórczego. Na zmianę postaw ma również duży wpływ wymiana doświadczeń pomiędzy uczestnikami, którzy przy dobrej kawie chętnie nawiązują nowe kontakty i dzielą się doświadczeniami dotyczącymi ich własnych, twórczych zmagań.

Czy lubisz, to co robisz?

W dużym stopniu tak, zwłaszcza jeśli dotyczy to moich fascynacji rękodzielniczych. Nie przepadam za prowadzeniem firmy, bo to działania przepełnione administracją i finansami. Jestem czasami tak zabiegana i zapracowana, że  nie mam siły na nowe twórcze poszukiwania.  Ale ktoś musi zająć się zapleczem firmy i jako właścicielka muszę trzymać rękę na pulsie, choć teraz  część moich obowiązków z powodzeniem przejęła Dorota Michalska. Zaakceptowałam potrzebę robienia całej tej „papierologii”, ale każdą wolną chwilę poświęcam na realizacje kolejnych pomysłów.

W jaki sposób Antidotum promuje swoich słuchaczy?

Najciekawsze prace wystawiamy w galerii Efekt Antidotum, która fizycznie mieści się w pracowni. Jest to pewna nobilitacja, bo o tym czy praca nadaje się do pokazania decyduje cała grupa  wykładowców. Zdjęcia prac publikujemy również na naszej stronie internetowej. Zabieramy wybitnych uczniów na targi złotnicze, na których mają możliwość promowania swojej twórczości i nawiązywania kontaktów branżowych.

Czy pośród słuchaczy pojawili się jacyś wyjątkowi twórcy?

Owszem! Teraz na topie jest grupa czterech dziewczyn „4 Women” w skład której wchodzi: Martyna Tejwan, Dorota Michalska, Weronika Bachan i Jola Gazda. Wystawiają swoje prace na targach, ale już nie w ramach Wytwórni, tylko jako grupa niezależnych twórców. Dziewczyny odnoszą sukcesy, są w czołówkach uczestników przeróżnych konkursów. Miło mi, że to właśnie nasza szkoła umożliwiła tym dziewczynom tak wspaniały rozwój i z wielką przyjemnością spotykamy się na kolejnych warsztatach dokształcających, albo towarzysko.

Jakie z proponowanych przez was szkoleń są najtrudniejsze?

Kurs złotniczy i rekonstrukcje historyczne, bo wymagają największego samozaparcia, wiedzy i praktyki. Podczas nauki trzeba poznać wszystkie tajniki technologiczne i dopiero po trzech latach można mówić o dojrzałości twórczej słuchaczy. Chociaż poziom rozwoju artystycznego zależy w dużej mierze od indywidualnych predyspozycji uczestników zajęć.

Z jakimi problemami zmagają się wykładowcy?

Uważam, że największym problemem jest brak podręczników specjalistycznych. Najwięcej jest oczywiście wydawnictw angielskojęzycznych. Są to przeważnie przepiękne albumy, czasami książki instruktażowe, jednak takie książki są bardzo drogie. Brak wydawnictw polskich jest też problemem dla wielu uczniów ze względu na barierę językową. Poza tym poziom krajowych publikacji jest marny.

Na rynku i to na dodatek tylko antykwarycznym dostępna jest praktycznie jedyna książka o złotnictwie napisana przez Zastawniaka, ale jest to wydanie z lat pięćdziesiątych i treść nie jest dostosowana do współczesnych realiów technologicznych.

Dlatego staramy się uzupełniać wiedzę słuchaczy, poprzez wydawanie skryptów szkoleniowych, choć wiemy, że nie jesteśmy w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb edukacyjnych. Napisaliśmy też i wydaliśmy drukiem książkę „Niezbędnik Złotnika”, która zawiera najważniejsze informacje z dziedziny złotnictwa.

Jakie masz plany na najbliższy rok?

Planuję oczywiście odkrywać nowe „kontynenty twórcze” i swoimi fascynacjami zarażać słuchaczy Wytwórni Antidotum. Nadal będą kontynuowane dotychczasowe szkolenia złotnicze, ale dodatkowo planuję wprowadzenie nowych tematów hobbystycznych m.  in. tkactwa. Wbrew pozorom ta umiejętność może się przydać także twórcom biżuterii!

 

Z Aliną Tyro-Niezgodą właścicielką Wytwórni Antidotum, rozmawiała

Joanna Święcicka-Łyszczarz z Kobiecych Pasji
blog-osobowości

 

 

3,932 total views, 1 views today

Dodaj komentarz

Why ask?